Jarosław Miciński i polemiki wokół puścizny autora Nietoty. Teksty i komentarz

Od Redakcji:

Jest to drugi zespół materiałów o Tadeuszu Micińskim, genialnym pisarzu Młodej Polski, publikowany w „Ogrodzie”.

Pierwszy krąg tekstów:

a. Agata Mickiewicz: Tadeusza micińskiego zapomniana przedmowa do powieści „Wita”. Tekst i komentarz;

b. Agata Mickiewicz: Jarosława Micińskiego wspomnienia o ojcu-pisarzu – dwie wersje (1928 i 1964). Teksty i komentarz. Dodatek I: Arnold Szyfman o Tadeusza Micińskiego przekładzie „Hamleta” Shakespeare’a. Dodatek II: Ostatnia wędrówka Micińskiego.

Obie publikacje: „Ogród” (Siedlce) 2017, nr 1-4 (31-34), s. 85-136.

Materiał ogłaszany w tym numerze – już półrocznika – „Ogród” przypada na setną rocznicę tragicznej śmierci autora Bazylissy Teofanu.

Zob. też. rycinę V.

Antoni Czyż

1. Wprowadzenie do lektury

Artykuł Jarosława Micińskiego opisujący losy spuścizny po ojcu Tadeuszu Micińskim – wybitnym pisarzu podstępnie zamordowanym w 1918 roku pod Czeczerskiem (miasto na Białorusi) – ukazał się w dwutygodniku „Współczesność” 16 lutego 1966, w numerze 4, na stronach 6-7 pod tytułem Tragizm rękopisów poety[1].

Po przeczytaniu tekst budzi mnóstwo pytań i kontrowersji. Autor z rzadka przytacza fakty dając się głównie ponieść emocjom i uprzedzeniom. Snuje swą opowieść w sposób chaotyczny i niespójny. Przedstawienie losów spuścizny intelektualnej poety w tak emocjonalny sposób może budzić niesmak. W przypadku, gdy milczą pozostałe osoby dramatu – żona Maria z domu Dobrowolska i córka Maria – można potraktować artykuł Jarosława Micińskiego jako głos rodziny – swego rodzaju tłumaczenie się z faktu pozostawienia dorobku wybitnego poety bez wsparcia najbliższych. Żona i córka są właściwie nieobecne w życiu towarzyskim i publicznym zarówno dwudziestolecia międzywojennego, jak też po zakończeniu II wojny światowej.

W sferze publicznej pojawia się jedynie Jarosław Miciński i pisze najpierw, w latach międzywojennych, lakoniczną relację o ojcu opublikowaną w „Kurierze Polskim” w 1928 roku pod tytułem Wspomnienia o Tadeuszu Micińskim. Po kilkudziesięciu latach ponownie je publikuje, tym razem we „Współczesności” w 1964 roku, przetworzone oraz pod zmienionym tytułem Ze wspomnień o ojcu.

Tadeusz Micińskiна Discogs

Tadeusz Miciński (1873-1918)

– poeta, prozaik, dramaturg, eseista

Ze spisanych wspomnień syna o Tadeuszu Micińskim dowiadujemy się niewiele. Brakuje też relacji rodziny, zwłaszcza żony!, o tym, jaki był Tadeusz Miciński w zaciszu domowym, jak kształtowały się ich wzajemne stosunki – prywatna twarz Tadeusza Micińskiego pozostaje nadal skryta w cieniu zapomnienia.

W swojej nowej relacji – dotyczącej losów rękopisów ojca – Jarosław Miciński potwierdza, że po wielu dramatycznych staraniach Andrzeja Struga udało się polskiej placówce dyplomatycznej w Moskwie przesłać w 1923 roku do Warszawy zebraną spuściznę Tadeusza Micińskiego. Cały zbiór dokumentów został ulokowany w siedzibie Związku Zawodowego Literatów Polskich. Potem zaistniała koncepcja przekazania wszystkich dokumentów spakowanych w ogromną walizę do dyspozycji Arturowi Górskiemu. Nie wiadomo, kto wpadła taki pomysł i dlaczego.

Artur Górski (ur. 2 VII 1870 w Krakowie, zm. 7 XII 1959 w Warszawie) był ważną postacią życia literackiego okresu Młodej Polski i w latach późniejszych. W przedmowie swej od redakcji w pismach pośmiertnych Tadeusza Micińskiego napisał Górski:

 „Rękopisy po zmarłym otrzymałem od rodziny w roku 1925. Tek sześć: większość z nich olbrzymia rozmiarami. Manuskrypty i odbitki maszynowe pomieszczone w nich były bezładnie, albo pozbawione paginacji.” [2]

Artur Górski opisał tam dokładnie, co znajdowało się wśród przekazanych materiałów. W pracach nad przygotowaniem pism poety do druku pomagali: polonista z Uniwersytetu Poznańskiego Z[dzisław] Grot oraz krytyk i polonista Czesław Latawiec. Po trzech latach pracy Czesława Latawca został przygotowany materiał wydawniczy pogrupowany w dziesięciu tomach cyklu pism pośmiertnych poety. W pierwszym tomie tego cyklu wydanego w 1931 roku Artur Górski jeszcze napisał:

 „Spis ten wyczerpuje zawartość tek otrzymanych. Nie wyczerpuje jednakowoż wszystkiego, co po tym pisarzy pozostało. Część pism jego uległa rozproszeniu po ludziach. Byłoby rzeczą pożądaną, ażeby posiadacze rękopisów (nieogłoszonych) Micińskiego zechcieli uzupełnić nimi rozpoczętą tu edycję pośmiertną niewydajnych pism jego, i przesłali je pod adresem Instytutu Literackiego – Warszawa – Nowy Świat 72 – Pałac Staszica – lokal kasy im. Mianowskiego. Że takie rękopisy istnieją, świadczą o tym karty poszczególne w tekach pozostałych, tudzież wzmianki tam spotkane.”

 Pierwszy tom cyklu pism Tadeusza Micińskiego został wydany, kolejne niestety już się nie ukazały. Nieznane są przyczyny zaniechania wydawania kolejnych tomów cyklu.

Artur Górski z pomocą dwóch pasjonatów polonistów wykonali ogromną pracę uporządkowania i pogrupowania przekazanych im materiałów po pisarzu. W tekście przedmowy widoczne jest zaangażowanie i ogromna chęć ocalenia i podzielenia się spuścizną po wielkim pisarzu z czytelnikami.

Jarosław Miciński wspomina, że w roku 1926 w czasopiśmie znalazł dwa wiersze ojca i z radością je przeczytał swej matce i siostrze – wszyscy byli zachwyceni. Panie się bardzo ucieszyły, jednak jedyne, co przyszło im natychmiast do głowy, to… sprawa honorarium za opublikowane wiersze.

W jednej chwili syn deklamuje na głos przed matką i siostrą nieznane im wcześniej dwa wiersze ojca-poety a zaraz potem całą uwagę skupiają na pieniądzach – ponaglają, by napisać do redakcji pisma z prośbą o nadesłanie honorarium.

W następnych kilku akapitach Jarosław Miciński kontynuuje wątek honorarium za publikowane utwory ojca. Zwraca się do redaktorów i osób trzecich z prośbami o interwencję w sprawie uzyskania należnych praw do honorarium. Nie wyjaśnia, dlaczego zamiast wyjaśnić sprawę bezpośrednio z osobą zajmującą się spuścizną po jego ojcu woli angażować w to inne osoby zupełnie niezwiązane ze sprawą.

Po licznych (nużących dla nas) opisach perturbacji związanych z próbą odzyskania honorarium za opublikowane wiersze Jarosław Miciński lakonicznie wspomina, że potem przez dwa lata nie zajmował się tymi sprawami, ponieważ inne zajęcia pochłonęły jego uwagę. A jakie to były tak ważkie zajęcia? Już nie wyjawia.

Bardzo zatem może zdziwić, że po dwóch latach podczas przypadkowego spotkania z Arturem Górskim nie pojawia się pytanie o to, dlaczego pobierał (według rodziny poety) nienależne mu tantiemy. Zamiast tego Jarosław Miciński poświęca nad miarę wielką uwagę sztuce napisanej przez Artura Górskiego i wystawionej w Teatrze Ateneum. Przytacza rozmowę, którą wtedy odbyli i z nieukrywaną satysfakcją krytykuje autora dramatu. Cała scena budzi duży niesmak i może pojawić się pytanie, czego takiego dokonał sam krytykujący, że pozwala sobie na tak ostre słowa.

Wszystko to zatem działo się najpewniej w roku 1928. Wówczas 7 listopada odbyła się w warszawskim Teatrze Ateneum premiera sztuki Górskiego Śluby w reżyserii Janiny Górskiej i Mieczysława Szpakiewicza[3].

Ponowne spotkanie obu panów miało miejsce po kilkudziesięciu latach i to niedługo przed śmiercią Artura Górskiego, który zmarł w grudniu 1959.

 Oskarżenie Artura Górskiego, że wskutek nieprzyjemnej rozmowy sprzed lat i z powodu krytyki Jarosława Micińskiego zaniechał ratowania rękopisów jego ojca – wydaje się bardzo dużym nadużyciem.

Stawiamy ciągle pytanie, gdzie była rodzina? Dlaczego nikt nie wystąpił o prawo opieki nad dorobkiem po poecie? Wdowa lub dzieci mogły poświęcić swój czas, by w jakiś sposób pomóc w pielęgnowaniu pamięci po Tadeuszu Micińskim – nie zawsze wszystko musi mieć wymiar tylko finansowy. Wskutek tego milczenia nie dysponujemy materiałami prywatnymi, wspomnieniami, zdjęciami, anegdotami z życia rodzinnego. Tak jakby ta sfera biografii poety zupełnie nie istniała.

Artykuł Jarosława Micińskiego ukazuje bezwiednie jego, jak też rodzinę (matkę i siostrę) w… bardzo nieciekawym świetle. Z tekstu wynika, że najważniejsze po ojcu byłyby pieniądze za opublikowane wiersze.

Do artykułu dołączam trzy krótkie polemiki, opublikowane w następnych numerach „Współczesności”, które stawiają w zupełnie innym świetle osobę Artura Górskiego i stanowią – jak się wydaje – konieczne dopełnienie tej historii:

– Zofia Mianowska: Korespondencja. „Współczesność” 1966, nr 5 s. 12[4].

– Mieczysław Twarowski: Sprawa zniszczenia rękopisów T. Micińskiego. „Współczesność” 1966. nr 7 s. 11.

– Irena i Tadeusz Byrscy: Korespondencja. „Współczesność” 1966 nr 7 s. 11[5].

Podstawą dla obecnej edycji były pierwodruki. Publikując listy ogłoszone we „Współczesności” nadaję im – uściślający – tytuł w nawiasie kwadratowym.

2.

Jarosław Miciński

Tragizm rękopisów poety

Stat magni nominis umbra[6]

Zgodnie z sumieniem

Bolesną, a dotyczącą rękopisów mojego ojca sprawę chcę oddać pod sąd opinii społeczeństwa. W tym szczególnym przypadku najbardziej zadręcza mnie świadomość, że będę musiał chcąc nie chcąc spełniać w opisie całej tej historii podwójną rolę: oskarżyciela i oskarżonego. Ponieważ same argumenty, bez namacalnej obecności świadków, zawsze mogą być przez krytycznie do nich nastawiony umysł czytelnika kwestionowane, pozostaje mi tylko jedno wyjście. Jest nim uroczyste stwierdzenie, że wszystko to, co poniżej zostało napisane, jest nie zafałszowaną prawdą, że nie posłużyłem się ani razu oszczerstwem.

Tak więc zgodnie z moim sumieniem przystępuję do opisu pozornie małych wypadków, które w znacznym stopniu stały się po wielu latach o ile nie główną, to ważną przyczyną, która spowodowała zaprzepaszczenie rękopisów Tadeusza Micińskiego.

Pakowna waliza

Waga tego wiklinowego kosza, któremu będąc jeszcze w Moskwie wielokrotnie przyglądałem się, mogła zaimponować każdemu, najbardziej nawet wymagającemu podrywaczowi żelaznych sztang. I rzeczywiście jego ciężar był tak olbrzymi, że i czterech silnych chłopów z trudem zdołałoby go ruszyć z miejsca. Obserwując kruche pręty uginające się pod ciśnieniem nagromadzonej w nim zawartości, wielokrotnie stwierdzałem z niesłabnącym podziwem, że kilogram intelektu jest jednak równy kilogramowi stali. Czysto fizyczna moc, emanująca z tego niepozornego, apostolsko ubożuchnego kosza od bielizny, była tym pierwszym wstrząsającym przeżyciem, które nie zatrze się nigdy w mej duszy. A przecież i całe pakowne wnętrze tej moskiewskiej przesyłki, która w roku 1923 powróciła z Moskwy do Warszawy w postaci dobrze wyładowanej walizy, mogła niemniej pobudzić do euforycznego wręcz zachwytu, bo wszak zawartość jej stanowiły rękopisy przedwcześnie zmarłego poety Tadeusza Micińskiego.

Wśród nadesłanych przez naszą pocztę dyplomatyczną manuskryptów znajdowały się wśród wielu innych również i następujące dzieła tego twórcy. Poemat prozą Niedokonany, opowieść Mene-Thekel_Upharisim (oba utwory oparte na problemie lucyferyzmu). Tragedie Król Helu, Polskie Termopile, powieść Wita, misterium dramatyczne W Katedrze Ornaku, Wyprawa do Ornaku – poemat na tle życia politycznego kolonii polskiej w Moskwie, powieść Żywia słoneczna – omawia walki Słowian o wolność w czasie wojny bałkańskiej (1912) – kompozycyjnie stanowi drugi tom Nietoty, wydanej przez autora w 1908 roku.[7]Utwory dramatyczne – U wrót Hadesu, mała jednoaktówka bez tytułu, której akcja toczy się w domu obłąkanych, oraz jednoaktowy dramat z życia japońskiego. Król wężów – sztuka osnuta na tle legendy tatrzańskiej, dramaty – Walka dusz, Noc rabinowa, a także wiele drobnych poematów i wierszy pozostałych w rękopisach oraz opatrzony tytułem Walka o ideę – cykl artykułów politycznych, artystycznych, polemicznych, przeważnie już publikowanych.

Fakt, że manuskrypty wyszły obronną ręką z rewolucyjnych płomieni w Kraju Rad, znajdując zasłużony odpoczynek w swojej ojczyźnie, zawdzięczać należy Andrzejowi Strugowi[8]. Znakomity pisarz dopiero po wielu trudach zdołał uzyskać powrót tych literackich foliałów do kraju. A więc dzięki pomocy ówczesnego prezesa Związku Zawodowego Literatów Polskich oraz sekretarza tej instytucji Edwarda Kozikowskiego waliza osiadła spokojnie w siedzibie związku literatów, oczekując w tym właśnie lokalu lepszych dla siebie czasów[9].

Ten pozorny spokój został nieoczekiwanie zmącony, ponieważ wyłoniła się dziwna koncepcja. Pozornie mogłoby się wydawać, że jest znakomita. Dopiero po wielu latach okazało się, że była ona w swoich przyszłych dla rękopisów poety skutkach – wręcz fatalna.

Tym niemniej decyzja zapadła: cenna waliza została ze związku literatów zabrana. Rękopisy Tadeusza Micińskiego znalazły się w dyspozycji jednego z najwybitniejszych pisarzy okresu Młodej Polski – Artura Górskiego[10].

Waliza przecieka

Tak jakbym stał na estradzie koncertowej sali, czytam matce i siostrze uroczyście, a także trochę patetycznie.

Kwiecień 1926. Czasopismo literacko-naukowe „Nowe Wici.”. Redaktor naczelny Stefan Balicki, redaktor odpowiedzialny. Czesław Latawiec.

Tadeusz Miciński – z teki pośmiertnej. Dwa niżej umieszczone utwory tragicznie zmarłego poety zostały nam łaskawie użyczone przez Artura Górskiego.

Muza (fragment)

Teraz Bóg tu jest nade mną w ostateczny sąd

Z nadogromnej mojej duszy zapadł w głębię ląd –

Kiedy ukończyłem recytację, matka i siostra stwierdzają z niekłamanym zachwytem, że wiersz jest prześliczny. Tymczasem na odwrotnej stronie kartki już dostrzegam tytuł (zapewne roboczy) następnego utworu: Fragment.

Kiedy pomyślnie przebrnąłem i przez ten drugi wierszowany urywek – moje obie słuchaczki wykrzykują z przejęciem: wspaniałe! – Musisz napisać do redakcji, aby co rychlej nadesłali honorarium – mówi konkretnie siostra. – Ja również chcę Arturowi podziękować – dodaje głowa rodziny.

Następnego dnia napisałem do „Nowych Wici”. Odpowiedź nadeszła już wkrótce, ale jej treść była lakoniczna i wręcz zaskakująca. Należność podjął pan Górski. W zakończeniu plątało się kilka przyjemnych słów i … kropka.

Ponieważ nowo wytworzona sytuacja, wymagała energicznego działania, doradziłem matce, aby zwróciła się z prośbą o interwencję do prof. Uniwersytetu Poznańskiego, a także i współpracownika „Nowych Wici” – Henryka Ułaszyna[11].

Tak też się stało, ale uprzejme pismo wybitnego językoznawcy nie wniosło do sprawy nic nowego. Profesor radził w nim tylko, aby zwrócić się bezpośrednio do Artura Górskiego. Zgodnie z tą sugestią list został do Artura Górskiego wysłany, lecz odbiorca skwitował go milczeniem. Po kilku dniach spotyka mnie nowa wielka przykrość. Oto niejaki Skwarczyński, redaktor periodyku „Droga”– organu kół legionowych – wykrzykuje z nietajonym gniewem pod moim adresem: – Co jest u diabła! Nie mam zamiaru płacić dwukrotnie[12]. Należność podjął już przecież pan Górski.Przyznaję, że zacząłem już mieć tego wszystkiego dosyć, tym bardziej że utwory Tadeusza Micińskiego zaczęły zasilać łamy najprzeróżniejszych pism rozsianych po całym kraju. Były to najczęściej przypadkowo wydobyte z walizy urywki – niektóre znakomite – inne mniej udane, całkowicie nie wiążące się z rdzeniem twórczości tego poety, a pokazane czytelnikom chyba wyłącznie po to, aby mogły równocześnie wspomagać ubogą literacką kieszeń ich „opiekuna”. Lecz przyszły wkrótce nowe zajęcia, które chwilowo odciągnęły moją uwagę od tych zagadnień. Dopiero po dwóch latach odbyła się na terenie warszawskich ulic pewna rozmowa, która miała na dalszy los pism ojca poważny wpływ.

Ołowiane słowa

Mojego nieprzychylnego stosunku do sztuki Artura Górskiego nie ukrywałem przed nikim. Do jego dramatu, granego z miernym powodzeniem w teatrze „Ateneum”, miałem nastawienie zdecydowanie wrogie, bo po pierwsze o moich stosunkowo niedawnych przykrych z tym pisarzem perypetiach jeszcze nie zapomniałem, a po wtóre utwór ten nie był moim zdaniem godny tego, aby nawet pośledniejszego rzędu twórca mógł swoje ogólnie szanowane nazwisko wiązać z tą partykularną ramotą.[13]

I rzeczywiście ukułem misternie pomyślany (tak mi się wówczas wydawało) slogan: „Śluby są miauczącym u stóp Parnasu kiczem”. Co prawda taka precyzja nie była dla autora tej sztuki za bardzo pochlebna, jednak wiele osób zgadzało się z moim poglądem i to tak dalece, że rozreklamowało go w niezbyt przyjemny dla mnie sposób.Pewnego wieczoru wyszedłem z teatru w towarzystwie Górskiego. Przez pewien czas rozmawialiśmy o mało ważnych dla nas sprawach. O ile sobie przypominam, tematem ówczesnej naszej pogwarki była książka Kazimierza Chłędowskiego Rzym[14].

Nagle pan Artur urwał ciekawą dyskusję, chwilę milczał – po czym zapytał:

– Czy pan naprawdę uważa, że Śluby są beznadziejnie podłym sztuczydłem?

Ponieważ przy wielu moich wadach nie brakowało mi nigdy cywilnej odwagi, więc zamiast odwracać garnek do góry dnem, odpowiedziałem natychmiast.

– Istotnie, tak z grubsza określiłbym ten dramat.

– Czy mógłby pan to swoje twierdzenie umotywować?

– Nie jest to zbyt trudne – rzekłem rezolutnie.

– Słucham – powiedział cicho. – A więc pozwolę sobie zacząć od stwierdzenia, że Śluby nie są utworem oryginalnym.

– Dlaczego? – zapytał głosem stanowczym.

– Tworzywo każdego samorodnie pięknego dzieła – zacząłem mu udowadniać – powinno kształtować się przede wszystkim w ramach własnej artystycznej kompozycji. Natomiast sztuka pańska porusza dookoła Wojtek te wszystkie ogólnie znane zagadnienia, które samorodny geniusz Zapolskiej dawno już umiejscowił w jej pysznym scenicznym utworze Tamten. Nieporadność słowa, ckliwe, licho wzorowane na żywiołowej męskości Maskoffa kobiety, pseudopoetyckie zdania, tworzą ów dęty hurapatriotyzm, który u znakomitej pisarki uzasadniał się jej talentem – zdolnością wydobywania realistycznej wizji prawdy.[15] A u pana? – Po chwili dodałem z sentencjonalnym sarkazmem: – Nie należy wbijać do cudzego jedwabiu własnych szewskich ćwieczków. Tak … tak… Śluby cofnęły artyzm ich twórcy, aż do pierwocin.

I tak wypluwałem coraz to brutalniejsze, coraz bardziej wściekłe słowa, upodabniając się do wodotrysku, który ze swojej dziwotwornej paszczęki wyrzyguje grubaśne beki pomyj. Wreszcie złapałem oddech, ponieważ wystrzeliłem w końcu cały swój ładunek kaleczących kul dum-dum, po czym umilkłem.

Szliśmy teraz milcząc, Górski nad czymś medytował. Ja osobiście czułem się tak moralnie pognębiony, że żadna kropla myśli nie zasilała mojego mózgu. Mój towarzysz stanął. – Uważa pan, że popełniłem plagiat? – Pytanie skwitowałem złym spojrzeniem.

Skinął mi lekko głowa i odszedł.

Zdawałem sobie sprawę, że dotknąłem go śmiertelnie. Zacząłem się zastanawiać, czy nie stałem się aby mimowolnym siewcą nienawiści, która przy pomyślnej okazji uderzy z kruszącą siłą w mój tępy barani łeb.

Wlokąc się w kierunku domu, zadawałem sobie dwa gnębiące moje sumienie pytania.

Czy znalazłby się na kuli ziemskiej taki altruistycznie nastawiony artysta, który by z dumną obojętnością mógł przejść obok tych słów? Czy wybaczy mi kiedyś pan Artur ten brutalny odruch quasi-szczerości? Po kilku dziesiątkach lat przekonałem się namacalnie, że jednak nie przebaczył.

Dwa dramaty

Zanim wyszedłem z domu, aby udać się z kurtuazyjną wizytą do Artura Górskiego, który za pośrednictwem osoby trzeciej prosił, abym go odwiedził, uświadomiłem sobie przedtem, co następuje. Nie widziałem go okrągło lat trzydzieści.

Jezus Maryja – Artur – wymamrotałem z niejaką obawą, po czym ruszyłem w drogę, aby punktualnie o wyznaczonej godzinie dzwonić do mieszkania tego już chyba ostatniego z Siekierzyńskich okresu Młodej Polski.[16]

Rozmowa toczyła się wartko. Górski z iście pasjonującą werwą snuł wspomnienia, mówił co tworzy, jak tworzy, dopytywał się szczegółowo o mój miniony trzydziestoletni okres życia.

Kiedy wizyta dobiegała już końca gospodarz wręczył mi pokaźnych rozmiarów pakiet, przy czym powiedział: – Oddaję panu resztę rękopisów ojca. Jest to wszystko co pozostało. -Żegnając się dodał: – Proszę o mnie nie zapominać, będę oczekiwał pańskich odwiedzin.

Stojąc w drzwiach wycedziłem z westchnieniem: – Rok 1958 wypluł mi z rodzinnej walizy skromne tylko szczątki ojcowskich manuskryptów. – Bywa i tak – odparł wymijająco pan Artur, po czym rozstaliśmy się.

W domu rozpakowałem moją paczkę. W wymiętoszonej brudnej aktówce znalazłem dwa ojcowskie dramaty. Były w stanie godnym litości. Z rękopisów, które trzymałem w obu dłoniach, sypał się przy najdelikatniejszym nawet dotknięciu popiół, a wypaćkane przez wilgoć i pleśń kartki czyniły wrażenie okrutnie okaleczonych ludzkich strzępów.

Wstrząśnięty wpatrywałem się w tytuł pierwszego udramatyzowanego poematu. Był to Słoneczny król. Ostrożnie przeglądam manuskrypt, ten mój wielki, zionący teraz zgnilizną spadek.

Drugi dramat ma tak poplątane stronice, że jest mi trudno zorientować się w jego sensie. Wyłapuję jednak nagłówek: Koniec Wenety. Sądząc z tytułu, jest to jakiś heroiczny prastary słowiański epos – uskrzydlona stara baśń, podniesiona do potęgi fantazji jej twórcy.

Ostrożnie składam iskrę prochu natchnienia taty do szuflady biurka i nagle przychodzi mi dziwna myśl, że przecież ogień wskrzesza. Święty płomień znowu narodzi kiedyś umarłe, bo wszak świat wciąż się przetwarza i dojrzewa jak pąk.

Obecnie opiekę nad dramatami Tadeusza Micińskiego przejęło Muzeum im. Adama Mickiewicza[17]. Odrażający wygląd zewnętrzny tych papierów uległ całkowitemu przeobrażeniu, ponieważ fachowe konserwatorskie zabiegi postawiły je jeżeli nie całkowicie, to przynajmniej częściowo w rzędzie tych literackich eksponatów, które można nie tylko z przyjemnością oglądać, lecz także studiować. Dlatego też wdzięczność całej rodziny poety dla wszystkich pracowników muzeum z dyr. Mauersbergerem na czele jest bezgranicznie wielka[18].

  Werbel ołowianych słów

I znowu byłem gościem na ul. Racławickiej. Z trudem kleiła się wówczas nasza rozmowa. Poruszane tematy nie miały, jak to się zwykło mówić, ani rąk, ani nóg. Czułem, że powinienem już odejść, ale przytrzymywało mnie na krześle jakieś przekorne diabelskie licho. Lecz w chwili, kiedy naprawdę chciałem już ruszyć się z miejsca, padły z ust Górskiego dwa zaskakujące zdania:

– Ktoś z pańskiej rodziny nazwał moje Śluby plagiatem. Według waszej wersji pomysł do tej sztuki ukradłem pańskiemu ojcu.

Przyznaję, że na takie dictum zdębiałem i dopiero po chwili przykrego oszołomienia zacząłem rozpaczliwie potrząsać mózgiem, usiłując za wszelką cenę odmrozić w nim olej, aby w ten sposób przywrócić pamięć głowie, która w żaden sposób nie mogła sobie przypomnieć owego złowróżbnego Górski contra Miciński plagiatu. Sprostowałem pomyłkę, lecz Górski uparcie i równocześnie jakby się dziwiąc powtórzył w formie zapytania:

– A więc to pan nazwał Śluby plagiatem Micińskiego? Więc był to jednak pan.

Po dłuższej chwili milczenia znowu głos zabrał pan Artur. Słuchałem jego przykrych dla mnie wywodów półuchem, wpatrując się równocześnie mało widzącym szklanym wzrokiem w usta mojego rozmówcy – w wargi, które tak delikatnie jakby pieściły perły wyrzucały spomiędzy bezzębnych dziąseł okrutnie raniące zdania. Patryarcha klanu czołowych polskich pisarzy, dziewięćdziesięcioletni starzec, nie zwracając uwagi na ból, jaki mi przy tym sprawia, przenicowywał zajadle bebechy mojego sumienia.

Niespodziewanie przestał mówić i zaczął namyślać się. Potarł czoło, po czym powoli i z rozwagą zaczął wybijać muzyczną frazę. Jego długie giętkie palce gniewnie kruszyły blat stołu, a wybębniana melodia zdawała się urastać do wagi problemu. Przyglądałem się z odcieniem litości tej dziwacznej, komponowanej na polerowanej płycie biurka grze starca, aż wreszcie rozdrażniony zapytuję samego siebie: tworzy czy też odtwarza?

Chociaż nie posiadam słuchu, to jednak byłem zupełnie pewny, że autor Monsalwatu[19]gra żałobnego marsza Chopina.

Rytm urwał się nagle, a Górski powiedział z normalną w tym wieku dziecięcą bezpośredniością.

– Całą pańską rodzinę znienawidziłem.

– Łącznie z Tadeuszem? – zapytałem tłumiąc oddech.

Nie odpowiedział wprost, lecz mówił z pośpiechem w dalszym ciągu. Jakby obawiał się, że myśli zgromadzone pod sklepieniem czaszki uciekną, aby nigdy już więcej nie powrócić do gniazda, w którym się wylęgły.

– Posądzanie mnie o plagiat z miejsca przekreśliło całą moją dawną dla państwa życzliwość. Rękopisy pańskiego ojca przestały mnie takoż obchodzić.

Wyrzekł owo „takoż” skandując sylaby, jakby chciał stygmatyzować jakimś sensem głębszym, ostatecznym i nieodwracalnym, wszystkie już poprzednio wypowiedziane przez siebie zdania. Oczekiwałem z napięciem, co będzie dalej.

– Dlatego też – powiedział – zostawiłem je w piwnicy nie troszcząc się o ich dalszy los.

– Ależ to koszmar! – Zawołałem.

– Tak jest …tak jest…tak jest – burknął z gniewem. A po krótkiej przerwie dodał: – Pańskie papiery zostały na Żoliborzu, aby poszły na …- dzwonek do mieszkania urwał rozmowę w pół słowa.

Po chwali wszedł do pokoju Edward Kozikowski.

– Czy nie przeszkadzam państwu w jakiejś ważnej rozmowie?

– zapytał nowo przybyły, orientując się widocznie po naszych minach, że stworzyła się tutaj jakaś dwuznaczna sytuacja.

– Bynajmniej – rzekłem, opanowując wzburzenie. – Otrzymałem tylko przed chwilą przyjemną wiadomość. Jest nią cudowna nowina. Rękopisy Tadeusza Micińskiego zaginęły, ponieważ pan Artur Górski porzucił je podczas powstania na pastwę losu, w nieokreślonej bliżej piwnicy, podobno gdzieś na Żoliborzu.

Kozikowski osłupiał. Milczeliśmy dłuższą chwilę, aż wreszcie stary człowiek, powiedział:

– Słowa pana Jarosława są całkowicie zgodne z prawdą. Tak było.

Ponieważ los rękopisów poety został w tak nieoczekiwany sposób ostatecznie wyjaśniony, uznałem za słuszne opuścić czym prędzej ten jasny, pełny teraz słońca pokój, po czym pożegnałem się z Kozikowskim i wyszedłem. Po dwóch tygodniach przeczytałem w gazecie żałobną wiadomość. Artur Górski umarł.

Tak zakończyła się ta tragiczna i niezwykła sprawa, w której nie mogłem się zdobyć na to, aby postawić kropkę nad i, ponieważ na pogrzebie tego pisarza nie byłem.

3.

Zofia Mianowska

[Obrona Artura Górskiego]

Szanowny Panie Redaktorze!

Z głęboką przykrością moralną przeczytałam w numerze 4 „Współczesności” z dnia 16 lutego br. obszerne wywody pana Jarosława Micińskiego Tragizm rękopisów poety. Ciężkie oskarżenie o plagiat, o przywłaszczanie sobie sum honorarium należnych innemu i o mściwość wobec kogoś, komu rzekomo wyrządzało się krzywdę – to nie jest sprawa, około której można przejść obojętnie.

Rzecz byłaby niepokojąca, gdyby chodziło nawet o zupełnie nieznaczącego, ale zmarłego człowieka., cóż – gdy atak dotyczy jednej z najbardziej godnych szacunku postaci naszego życia literackiego sprzed pół wieku.

Zdumienie przy tym wywołuje fakt, że ta opowieść długa, krzykliwa i nic nie znacząca, pełna luk, skoków i przeskoków myślowych, gubiąca się w czasie i okolicznościach, mogła wzbudzić w redaktorach pisma przekonanie, że zasługuje na publikację. Polemizować z jej autorem – to nadawać jej znaczenie, na które nie zasługuje. I jemu również złą przysługę oddała „Współczesność”, choć oczywiście nie da się to porównać z krzywdą wyrządzoną niedawno zmarłemu pisarzowi Młodej Polski. Przykro.

Notabene „Niejaki Skwarczyński” wymieniony przy okazji – to, jak sądzę Adam Skwarczyński, znany publicysta i ideolog obozu legionowego.

4.

Mieczysław Twarowski

Sprawa zniszczenia rękopisów

Tadeusza Micińskiego

JarosławMiciński w artykule Tragizm rękopisów poety oskarżył śp. Artura Górskiego o przywłaszczenie i narażenie na zniszczenie rękopisów Tadeusza Micińskiego.

Uważam za swój obowiązek ujawnienie niepublikowanych dotychczas faktów związanych z tą sprawą oraz paru uwag podważających słuszność oskarżenia.

Szkoda, że publiczne oskarżenie Artura Górskiego nastąpiło w kilka lat po jego śmierci, a nie za życia, kiedy istniała możliwość dwustronnego naświetlenia tych spraw.

Pomimo sugestywnych wywodów budzi się w czytelniku szereg zastrzeżeń i wątpliwości.

Dlaczego np. rodzina Tadeusza Micińskiego nie zażądała zwrotu rękopisów, skoro tak wiele posiadała zastrzeżeń do ich dyspozytora Artura Górskiego? Syn poety stwierdza, że „miałem nastawienie zdecydowanie wrogie”. Rozpowszechnia o Arturze Górskim uwłaczające slogany, zarzuca mu „nieudolność słowa”, „pseudopoetyckie zdania”. „I tak wypluwałem coraz to brutalniejsze, coraz bardziej wściekłe słowa…”. Stwierdza również, że wybór utworów do druku był niewłaściwy.

Dlaczego więc sam nie zaopiekował się rękopisami? Dlaczego nie zadbał o ich uporządkowanie i przepisanie na maszynie w kilku egzemplarzach, aby ułatwić przeprowadzenie oceny i rozpowszechnienie?

Skoro to była ogromna praca, której się nie mógł podjąć, to kto powinien był pokryć koszty? Czy Związek Literatów, rodzina, czy inna jakaś instytucja?

Czy więc podjęte honoraria były tylko częściowym zwrotem kosztów, czy też je przewyższały? Na to pytanie chyba nikt nie potrafi dać odpowiedzi, bez przeprowadzenia dokładnych badań. Z treści artykułu wynika, że Artur Górski świadomie „porzucił na pastwę losu, w nieokreślonej bliżej piwnicy, podobno gdzieś na Żoliborzu” rękopisy Tadeusza Micińskiego, narażając je na zniszczenie.

Jako podstawowy dowód oskarżenia przytacza się dosłowną wypowiedź dziewięćdziesięcioletniego starca na 2 tygodnie przed śmiercią. Czy w tym wieku i przy tak słabym stanie zdrowia posiada się pełną świadomość tego, co się mówi? Widziałem się z nim 2 lata przed śmiercią. Już wtedy i wielu sprawach zapomniał i trochę zmieniał. Zakładając nawet, że podane w artykule słowa były rzeczywiście wypowiedziane, trzeba zapoznać się z faktami, które im zaprzeczają.

Ponieważ znane mi są okoliczności związane z porzuceniem nie tylko tych rękopisów, ale i rękopisów Adama Mickiewicza, a także i Artura Górskiego, czuję się w obowiązku przesłać w tym zakresie wyjaśnienie.

W kilka tygodni po powstaniu[20] odwiedziłem prof. Kolankowskiego[21] i Artura Górskiego, przebywających w majątku pani Stokowskiej (Zduny koło Łowicza). Artur Górski był schorowany i załamany upadkiem powstania, utratą rękopisów Adama Mickiewicza, które przechowywał u siebie jako redaktor wydania sejmowego, oraz zaginięciem własnych prac. Przypuszczał, że wszystkie te prace pozostawione w piwnicy domu, w którym mieszkał, uległy zniszczeniu. Byłaby to niepowetowana szkoda dla polskiej kultury.

Postanowiłem podjąć próbę ocalenia przynajmniej części tych rękopisów, o ile one jeszcze istniały.

Był okres, kiedy do palącej się Warszawy trudno było się dostać. Dzięki usilnym zabiegom kilku osób, a szczególnie pani Stokowskiej, udało się zdobyć „Strażnika”i możliwość skorzystania z samochodu, którym m.in. udawały się do Warszawy siostry wizytki w celu ratowania sprzętów kościelnych.

Wyprawa ta nie była łatwa. Otrzymałem pozwolenie jedynie na przywiezienie lekarstw dla rzekomo ciężko chorego ojca. Nieprzestrzeganie pozwoleń powodowało w najlepszym przypadku pobicie na punkcie kontrolnym na Woli, ewentualnie wrzucenie na stertę zwłok ludzi, którzy nie dostosowali się do wydanych zarządzeń.

Sam przejazd był również utrudniony. Proponowałem np. bezskutecznie szoferowi za podwiezienie od ul. Królewskiej do rejonu dworca Gdańskiego zapłatę równą wynagrodzeniu za cały dzień jazdy. Okazało się, że przejazd i przejście na Żoliborz było zamknięte. Trzeba więc było stosować sposoby nielegalne.

Na Żoliborzu napotkany patrol. Po bezskutecznych wezwaniach, oddał serię strzałów i przekonany o ich celności odszedł do śródmieścia. Tam napotkał nasza grupę i zawiadomił o mojej śmierci. Siostry wizytki odmówiły w kościele modlitwę za moją duszę, za co zawsze będę żywił do nich głęboką wdzięczność.

Nie podając opisu wyprawy, ograniczam się do tych paru uwag, aby zobrazować dość trudne warunki, które uniemożliwiały dłuższy pobyt w piwnicy A. Górskiego i zabezpieczenie wszystkich rękopisów.

Została ona już przedtem zrewidowana przez Niemców. Przekopano wszystkie miejsca, gdzie mieszkańcy zakopali swe mienie. Prawdopodobnie wykrywano schowki przy pomocy wody. Tam, gdzie zakopano rzeczy – woda szybciej wsiąkała.

Zastałem pomieszane z ziemią różnorodne rękopisy Adama Mickiewicza, Artura Górskiego i innych autorów. Nie było możliwości szczegółowego zbadania. Napełniłem rękopisami Adama Mickiewicza duży plecak, na wierzch położyłem dwie ostatnie prace Artura Górskiego oraz posypałem to wszystko lekarstwami.

Artur Górski po odzyskaniu części rękopisów, pomimo choroby i podeszłego wieku, pojechał do Milanówka i zwrócił się o pomoc do prof. Stanisława Lorentza[22]. W dalszych pracach nie brałem udziału. Znane są dobrze olbrzymie i pełne poświęcenia starania profesora o uratowanie przynajmniej najbardziej cennych dzieł.

Wszystkiego nie dało się uratować. Piwnica posiadała wprawdzie strop cały, ale okienka były wybite. Dom w części zrujnowany. Dopiero po oswobodzeniu zaistniała możliwość wydobycia reszty rękopisów.

Ponieważ kilkakrotnie brałem udział w ratowaniu prac i udzielaniu pomocy ludziom sobie obcym, którzy przyczyniali się do rozwoju polskiej kultury, nie mogę zrozumieć postępowania najbliższych Tadeuszowi Micińskiemu osób, które nie zadbały zupełnie o ratowanie z płonącej Warszawy jego prac, a ograniczyły się jedynie do szkalowania jednego z najbardziej szlachetnych i wartościowych ludzi, jakim był Artur Górski.

5.

Irena i Tadeusz Byrscy

[O rękopisach Tadeusza Micińskiego]

Szanowny Panie Redaktorze!

Na łamach „Współczesności”, która jest nam bardzo bliska i którą obdarzamy w pełni usprawiedliwionym zaufaniem i szczerą sympatią, przeczytaliśmy zatytułowany Tragizm rękopisów poety artykuł-felieton, podpisany przez Jarosława Micińskiego – syna poety. Traf chce, że w okresie, o którym tak szeroko pisze autor, byliśmy w zespole zorganizowanym przez Janinę Górską i Mieczysława Szpakiewicza. Zespół ten, po roku tułaczki bez domu, znalazł wreszcie siedzibę jako pierwszy w nowo wybudowanym gmachu Związku Zawodowego Kolejarzy – siedzibę nazwano „Ateneum”. Naszym opiekunem literackim był Artur Górski. Pracował tam także w charakterze aktora autor artykułu. Znaliśmy obu tych ludzi bardzo dobrze.

Portret Artura Górskiego, który JarosławMiciński namalował w swojej pracy, w niczym nie przypomina pierwowzoru. Z jednym tylko można się zgodzić. Miał pan Artur pasję dramaturga, ale dramaty jego były słabe. Cechowała je szlachetna myśl przewodnia, piękny, acz nieco patetyczny język: brak jednak było siły odkrywczej i porywającego dialogu.

I nie na dramaturgii polega wartość tego człowieka. Była to umysłowość „sokratejska”, wypowiadająca się najtrafniej w rozmowie, w bezpośrednim kontakcie z ludźmi, szczególnie z młodzieżą. Piękne zdanie Zbigniewa Herberta „Filozof oswaja konieczność” – ma w tej postaci wierne uzasadnienie[23]. Wiele razy mogliśmy rozmawiać z nim, dzielić się swoimi wątpliwościami. Obserwowaliśmy jego postawę, spokój wobec napaści niesłusznych, że przypomnimy choćby sprawę Wydania Sejmowego Dzieł Mickiewicza (atak był mocniejszy niż zarzuty Jarosława Micińskiego). Wychodził z nich zwycięski bez reklamy, nikogo przy tym nie obrażając. Mieliśmy z nim dość luźny kontakt po wojnie, ale z tych kilku spotkań (niektóre tuż przed śmiercią) nie zauważyliśmy, aby się zmienił.

Zdawał sobie sprawę z niedostatków swego dramatopisarstwa, mówił o tym z pogodnym uśmiechem, ale jednocześnie z wiarą, że przewalczy wreszcie opór warsztatu. Tymczasem w opisie Jarosława Micińskiego obraz się odwraca. Płomienny spadkobierca, człowiek odważny, do głębi prawy, sumienny, precyzyjny – kontra złośliwy starzec, grafoman podstępny, nie zdający sobie sprawy ze szkód, jakie przynosi; ciągnący zyski z marnych kombinacji literackich. Rekonstruowane przez pana Micińskiego rozmowy nie pasują do tego, co my wiemy i co nam w pamięci zostało. Zapewne wiele piwnic warszawskich zamknęło pod gruzami płody ludzkiej twórczości. Taki los spotkał także Krzysztofa Kolumba na morzu Saragossowym , piękny poemat Lucjana Szenwalda[24]. Ledwo odratowała córka Monika z piwnic Starego Miasta część rękopisów Stefana Żeromskiego. Gdzie był w tych okropnych czasach Jarosław Miciński, że tak to sobie prościutko przedstawia?

Jedno tylko jest smutne: że napadnięty nie może się bronić. Od lat leży na cmentarzu powązkowskim.

Piszemy te słowa, bo znajomości z Arturem Górskim wiele zawdzięczamy. Niejedno zwycięstwo odnieśliśmy w naszej niełatwej pracy, stosując postawę pana Artura: „spokój i wyrozumiałość”. Niech ta próba dania świadectwa prawdzie, która nam jest znana, będzie choć w części spłaceniem długu Jego pamięci.


[1] Jarosław Miciński (14 X 1898 – 7 XII 1971) – syn Tadeusza Micińskiego i Marii z Dobrowolskich, aktor, reżyser, kierownik artystyczny teatru, zajmował się także dziennikarstwem.

[2] Artur Górski: Przedmowa od redakcji, W: Tadeusz Miciński: Niedokonan. Poemat, Mené-Mené-Thekel Upharisim!…: quasi una phantasia. Warszawa 1931, s. VI.

[3] Korzystam z kompletnego wykazu repertuaru na witrynie internetowej Teatru Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie: https://teatrateneum.pl/?page_id=372 – dostęp 6 X 2019.

[4] Prawdopodobnie chodzi o dr Zofię Mianowską (ur. 15 XII 1906 – ?) – polonistkę, redaktorkę w tygodniku „Pion”, która była w komitecie redakcyjnym „Poradnika Językowego”.

[5] Irena (9 X 1901–28 I 1997) i Tadeusz (15 VII 1906–2 IV 1987) Byrscy, małżeństwo artystów teatru, reżyserów i aktorów. Współpracowali przez większą część swej kariery zawodowej, po 1945 wspólnie kierowali kilkoma scenami polskimi. Tadeusz Byrski był słuchaczem szkoły aktorskiej przy Teatrze Reduta a potem aktorem tego teatru w latach 1925–26.

[6] Stat magni nominis umbra (łac.), (oto) stoi (już tylko jako) cień wielkiego imienia. Etym. – z Lukana (Pharsalia, 1, 135).

[7] Autor podaje złą datę pierwszego wydania powieści. Pierwodruk Nietoty ukazał się w 1910 roku.

[8] Andrzej Strug, właściwie Tadeusz Gałecki ps. „Andrzej Strug”, „Borsuk”, „August Kudłaty” (urodzony 28 XII 1871 w Lublinie, zmarł 9 XII 1937 w Warszawie) – wybitny pisarz i publicysta, wolnomularz, działacz ruchu socjalistycznego i niepodległościowego, „beliniak” (żołnierz 1 Pułku Ułanów Legionów Polskich, ułani tej jednostki nazywani byli „Beliniakami” od nazwiska swego dowódcy Władysława Zygmunta Beliny-Prażymowskiego), a także scenarzysta.

[9] Edward Kozikowski (urodzony 13 XI 1891 w Warszawie, zmarł 14 IX 1980 w Katowicach) – polski poeta i prozaik.

[10] Artur Górski (urodzony 2 VI 1870 w Krakowie, zmarł 7 XII 1959 w Warszawie) – pisarz, krytyk literacki, współredaktor czasopisma Życie. Jego słynny cykl artykułów Młoda Polska dał nazwę tej formacji literackiej.

[11] Henryk Ułaszyn (urodzony 19 I 1874 w okolicach Wołodarki na Ukrainie, zmarł 23 V 1956 w Łodzi) – językoznawca, slawista, profesor uniwersytetu we Lwowie, Poznaniu i Łodzi, działacz społeczny i oświatowy.

[12] Adam Skwarczyński, ps. „Stary”, „Adam Śliwiński”, „Adam Płomieńczyk” i in. (urodzony 3 XII 1886 w Wierzchni Dolnej, zmarł 2 IV 1934 w Warszawie) – polski działacz niepodległościowy, polityk w okresie II Rzeczypospolitej, jeden z głównych ideologów obozu piłsudczykowskiego, publicysta, członek loży wolnomularskiej w Warszawie w czasach II Rzeczypospolitej.

[13] Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza – teatr dramatyczny w Warszawie istnieje nieprzerwanie od 1928 roku. Artystyczny kształt przedwojennego Ateneum jest dziełem Stefana Jaracza (24 XII 1883-11 VIII 1945) – wybitnego polskiego aktora.

[14] Kazimierz Chłędowski (urodzony 23 II 1843 w Lubatówce, zmarł 20 III 1920 w Wiedniu) – pisarz polski, pamiętnikarz, badacz kultury, satyryk, historyk kultury, gawędziarz, popularyzator kultury włoskiej. Napisał dwie znakomite książki monograficzne z zakresu historii kultury: Rzym, ludzie odrodzenia (1909) i Rzym, ludzie baroku (1912).

[15] Józef Maskoff – jeden z pseudonimów Gabrieli Zapolskiej
(30 II 1857 – 21 XII 1921) dramatopisarki, nowelistki, powieściopisarki.

[16] Nawiązanie do powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego Ostatni z Siekierzyńskich. Historia szlachecka (1851).

[17] Dzisiaj nosi ono nazwę Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza. Zob.: Adrian Kowalczyk: W Muzeum Literatury. „Ogród” 2017, nr 1-4 (31-34), s. 463n.

[18] Adam Mauersberger (urodzony 3 IX 1910 w Warszawie, zmarł 3 IX 1988) – polski historyk, krytyk literacki, eseista, tłumacz, w latach 1957-1969 dyrektor Muzeum Adama Mickiewicza w Warszawie (obecnie Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza).

[19] Artur Górski: Monsalwat. Rzecz o Adamie Mickiewiczu. Kraków 1908.

[20] Powstanie Warszawskie (1 VIII – 2 X 1944) – wystąpienie zbrojne zorganizowane przez Armię Krajową w ramach akcji „Burza” skierowane przeciwko okupującym Warszawę wojskom niemieckim. Była to największa militarna operacja Armii Krajowej.

[21] Ludwik Kolankowski (ur. 21 VI 1882 w Pniowie, zm. 19 III 1956 w Toruniu) – polski historyk, działacz polityczny i senator RP, profesor Uniwersytetu Lwowskiego i pierwszy rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, ostatni
(1929–1944) dyrektor Biblioteki Ordynacji Zamojskiej w Warszawie.

[22] Stanisław Lorentz (ur. 28 IV 1899 w Radomiu, zm. 15 III 1991 w Warszawie) − historyk sztuki, muzeolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 1935–1982 dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.

[23] Zbigniew Herbert (ur. 29 X 1924 we Lwowie, zm. 28 VI 1998 w Warszawie) – wybitny polski poeta, eseista, dramaturg, twórca słynnego cyklu poetyckiego „Pan Cogito”, autor słuchowisk; pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego. Z wykształcenia ekonomista, prawnik i filozof.

[24] Lucjan Szenwald (ur. 13 marca 1909 w Warszawie, zm. 22 sierpnia 1944 pod Kurowem) – polski poeta, działacz komunistyczny