Zapoznane dziedzictwo: Marianna Marchocka

W 1939 roku Karol Górski ogłasza pionierską edycję Żywota Marianny Marchockiej, który określa edytorsko jako Autobiografię mistyczną (autorkę zaś, za dawną francuską wersją jej biografii, jako Annę Marię). Dzieła o wyjątkowej randze, jednego z „nielicznych pism tego rodzaju w skali światowej”, noszącego charakter „pierwszorzędnego źródła psychologicznego”, zawierającego opis ekstazy „niezmiernie rzadki w literaturze mistycznej”, jak czytamy w jego syntezie Zarys dziejów duchowości. Małgorzata Borkowska powie o „pierwszej i na jeszcze wiele wieków jedynej próbie oddania w języku polskim bezpośredniego przeżycia Boga”. Zaś Aleksandra Bobrowska zauważy w wyznaniach karmelitanki

świadectwo wkraczania kobiecości w sferę sacrum […], gdzie kobieta występuje jako podmiot i, co więcej, pozostawia pisemny przekaz najgłębszych osobistych przeżyć.
Cóż z tego, chciałoby się powiedzieć, skoro doniosłość odkrycia uczonego, jak i dzieła (w najszerszym, za Stefanią Skwarczyńską, pojmowaniu utworu literackiego, którym byłby „każdy sensowny twór słowny”) samej Marchockiej pozostaje wciąż nikła.
Fakt tym bardziej niepokojący, iż mamy tu do czynienia z kandydatką na ołtarze – proces beatyfikacyjny matki Teresy od Jezusa (takie imię nosiła w zakonie karmelitanek) rozpoczęto w roku 2007; Autobiografia zaś pozostaje kapitalnym materiałem dowodowym. [Zob. rycinę II – przyp. Red.]. Toczy się też, od lipca 2016, proces beatyfikacyjny Magdaleny Mortęskiej, benedyktynki epoki baroku. Oto dwie wybitne kobiety dawnej Polski, o bogatym życiu duchowym i doświadczeniach mistycznych.
Czy są one znane i pamiętane tak, jak na to zasgują? Zauważmy bowiem, iż rzecz nie dotyczy jedynie Marchockiej, ale sporej części szeroko pojętego dziedzictwa polskiej kultury duchowej, które wciąż czeka na swoje odkrycie. W 1903 roku w swych Dziejach literatury polskiej Aleksander Brückner pisał, nie skrywając, zbędnej bodaj, ironii:
Zamiast dzieł polemicznych i historycznych przeważają pobożne ćwiczenia, akademie pobożności, gościńce do nieba, zegary skruchę wybijające, młoty grzechy drelujące – Drużbicki i Wojciech Tylkowski ratują sławę polskiej teologii; rzeczy tłumaczone przeważają, a w nich, jeśli nie sięgną do ojców dawnych, hiszpańska i włoska askeza, życie zakonników i zakonnic, cuda i legendy. I mota się serce i myśl coraz bardziej w tych powijakach, oddala się coraz bardziej od jedynej krynicy wiary: od Pisma Świętego, ani Nowego Testamentu, ani Biblii do rąk laikom już nie dają i znowu wraca życie duchowe polskie na ścieżki czy manowce średniowiecza, z których je prądy reformacyjne, zdawało się, na zawsze wywiodły. (…)